sobota, 23 kwietnia 2016

Łódź

W zeszłym miesiącu byłem na wycieczce w Łodzi. Miasto to dynamicznie się zmienia, jest więc coraz piękniejsze i przyjazne mieszkańcom oraz przyjezdnym. Oczywiście nie chciałbym z własnej woli tam mieszkać. Niemniej zawsze miło wpaść na chwilę, zwłaszcza, że od ostatniej wycieczki minęły 3 lata (co opisuje tu).

Nie wszystkie zmiany idą oczywiście w dobrym kierunku. Zniknął sklep Randka. Zastanawiam się właściwie, po co zdziera się takie napisy ze styroduru po wyprowadzce. Czy po to, żeby nakleić je w nowej siedzibie, a może po to, żeby pustka po randce była jeszcze głębsza.




Pojechałem do Łodzi aby spotkać się z osobą, która pomaga nam przygotować czerwcową wystawę. O tej wystawie jeszcze nie chcę mówić, zwłaszcza, że mniej atrakcyjna galeria z Warszawy zrobiła dość podobną, tylko pewnie gorszą.

Drugim powodem wyjazdu była chęć zobaczenia wystawy Mirosława Bałki w Muzeum Sztuki. Wystawa była bardzo dobra, skromna i właściwie wzruszająca. To rodzaj kameralniej retrospektywy, gdzie artysta sygnalizuje najważniejsze wątki, źródła, z których rozwinął się charakterystyczny język plastyczny.

Twórczość Mirosława Bałki zniknęła ostatnio z mojego horyzontu, nie często o niej myślę i właściwie zapomniałem, że ma swój korzeń w latach 80tych. Dość to banalna refleksja, ale ten element ekspresji, która cechowała dekadę, w której urodzili się wszyscy moi koledzy z klasy z podstawówki i liceum, jest jakby na dalszym planie analizy sztuki tego wybitnego artysty.

Pierwsza praca na wejściu, czerwony, hebrajski napis. Abstrahując od wymowy tej pracy,  jest w materialnej formie tego napisu coś co przywołuje ducha tej dekady, czerwona farba, która kojarzy mi się z drukami z tamtych czasów, z niedoskonałym gestem ręki, etc. Nie napisałem niczego bardziej złożonego od czasu pracy magisterskiej, więc będę ostrożny w dalszych analizach prac.

Zdjęcie pracy pochodzi ze strony MS, rozładował mi się telefon.


Byliśmy tez na wystawie w Atlasie Sztuki, który na początku był zamknięty, mimo tego że powinien być otwarty.


W związku z tym, wykorzystaliśmy ten czas na robienie sobie zdjęć.





Nie chciało nam się czekać dłużej i poszliśmy coś zjeść. Tak się je nożem i widelcem.

Po powrocie galeria była już otwarta. Wystawa w Atlasie była w miarę w porządku, choć bardzo smutne wrażenie robi dziewczyna zatrudniona w galerii tylko po to, żeby móc zamknąć ją w tym dziwnym akwarium.


I jeszcze dwa zdjęcia dowodzące kreatywności mieszkańców Łodzi




oraz zaradności.



Po Łodzi, pojechaliśmy na weselę Oli Wasilkowskiej i Krzysztofa Kaczmarka. Było niezwykle miło. Tu młoda para z balonami przygotowanymi przez Łukasza Jastrubczaka.


Potem jeszcze Kraków, spotkanie w Mocaku promujące książkę "Sztuka w naszym wieku", którą wydało ING. W Mocaku nie było żadnej wystawy czasowej, może i dobrze.

A na koniec dwoje ulubionych modeli Joanny Piotrowskiej w zupełnie innym miejscu i czasie.