piątek, 4 marca 2016

zmiany

Miałem kilka podejść do zabawnego wpisu na blogu, mniej więcej tak zabawnego jak te sprzed kilku lat, gdy byłem mieszkańcem Poznania. Swoją drogą, dziś trudno mi sobie wyobrazić, że mieszkałem w tym mieście tyle lat. Nieco ponad 9. Właściwie wyparłem ten okres z mojej pamięci, być może wraz z radosną stroną mojej twórczości blogerskiej. Pamięć ciała jednak pozostaje i gdy jeżdżę do Poznania, niezbyt często, zwykle dwa, góra trzy razy w roku, błyskawicznie włącza mi się autopilot, który prowadzi mnie do tych miejsc, do moich szkół - na historię sztuki i asp, do domu na Dąbrowskiego, w którym mieszka już kto inny, do Galerii Pies, która stoi ponoć tak samo pusta, jak w dzień w którym ostatni raz zamknąłem na klucz drzwi z napisem "Światłokopia". Niestety nic z tego nie wynika.
Podejrzewam, że liczba wesołych wpisów, paradoksalnie, może być to odwrotnie proporcjonalne do radości życia. Po przeprowadzeniu się do stolicy Polski moja satysfakcja życiowa wzrosła. Być może mała stabilizacja osłabia synapsy odpowiedzialne za popularność w świecie blogerów. Chyba niespecjalnie też angażują mnie te wszystkie żenujące rzeczy ze świata sztuki, z których to relacje były (jeśli wierzyć statystykom) najpopularniejsze wśród wszystkich 120 czytelników tego bloga. Teraz, gdy jestem starszy i poważniejszy, trudno mi się naśmiewać z akademii czy członków ZPAP, choć wiem, że w każdej chwili mogę do tego wrócić i grać na zbiorowych emocjach jak klawiszowiec grupy Europe który rozpoczyna Final Countdown. Stadion szaleje, światła zapalniczek idą w górę.

Nie mam inspiracji z ciemnej strony świata sztuki, nie tylko dlatego, że się nią nie interesuję, ale też dlatego, że staram się unikać złych wystaw. Wczoraj chciałem iść na złą wystawę po trochę tych zgubionych inspiracji, wystawa jest w dużej instytucji sztuki, której nazwy nie wypada mi wymienić, a kuratorem jest mój kolega, którego też nie wypada mi tu wspomnieć. Chciałem iść na tę wystawę z innym kolegą, o którym też nie wypada mi pisać, bo ostatecznie nie mógł iść, więc tym bardziej nie ma o czym pisać. 

Z czasem przyszła też refleksja, że galerzyście nie wypada wchodzić w rolę krytyka, w przeciwnym razie upodabnia się do Jana Michalskiego - zapomnianej postaci z Krakowa. Być może jak będę już tak stary jak Michalski (o ile będę w ogóle w tym wieku żył) to zacznę manifestować swoje frustrację i pisać różne paszkwile. Nigdy nie wiadomo. 

Z drugiej strony, wyraźnie widać, że idą słabe czasy dla wszystkich i być może, kto wie, będzie trzeba sztuki współczesnej bronić, choć jak wiadomo, zwykle sama broni się najlepiej. Z mgły wynurzają się smętne duchy polityki kulturalnej lat 90tych. O min. Glińskim nie ma co pisać, koń jaki jest widać. Dotacje ministerialne właściwie rozdane, środowisko muzyczne niezadowolone, pieniądze dostały głównie prowincjonalne festiwale muzyki klasycznej oraz przeglądy jazzowej milicji. W świecie sztuki też smutno, głównie w obszarze instytucji publicznych. Źli ludzie na mieście mówią, że w komisji opiniującej zakupy do Muzeów zasiadała Monika Małkowska oraz Zbigniew Dowgiałło i Jacek Kucaba. 

Małkowską wszyscy znają. Słynie z publikowania na facebooku, zwykle w nocy, różnych treści, które można sytuować gdzieś między manią a depresją. Dowgiałło to postać z lat 80tych, malarz, którego najbardziej znany obraz powstał jednak w 2012 i przedstawia grupę młodzieży na dyskotece zgrupowanej wokół, umieszczonego w centrum pola obrazowego, przedstawienia waginy. 
O Jacku Kucabie pisałem tu.



Niezwykle smutne jest to, że tacy ludzie opiniują prace specjalistów pracujących w muzeach. Co zrobić. 

A propos nowych kadr kultury. Czytałem ostatnio rozmowę z nowym dyrektorem TVP Kultura (w Tygodniku Powszechnym). Nie było w tej rozmowie nic spektakularnie ciekawego, ale być może właśnie dlatego, jest ona tak ważna. Nie udało się nowemu dyrektorowi wydusić właściwie żadnego nazwiska, które było by przedstawicielem fantomowej, prawicowej kultury. Na pytanie o niedocenionego prawicowego malarza (prawidłowa odpowiedź: Dowgiałło) odpowiedział, że w książce o latach 90tych Karol Sienkiewicz pisze tylko o studenckich latach Jacka Adamasa, a jego późniejsze, wyraźnie ideowo prawicowe, działania nie znalazły miejsca w publikacji Karola. Abstrahując od tego, że po studiach na parę lat Adamas wygasił twórczość i w drugiej połowie lat 90tych raczej jej nie było, to zarzucanie Karolowi Sienkiewiczowi celowego niedostrzeganie Adamasa jest dość głupie. Karol napisał dużą i pozytywną recenzję z jego wystawy w Bytomiu, która jest tu. Swoją drogą jedna z moich wypraw do Poznania po wyprowadzce była właśnie na wystawę Adamasa. Pojechałem wtedy z Karoliną Plintą (czego później żałowałem, ale to inna, nudna historia). 

Póki co, takich negatywnych zmian jest sporo, ale jeszcze nie aż tak dużo, żebym się porządnie wkurzył i zaczął publikować wypełnione jadem teksty. Sytuacja jednak dojrzewa. Zobaczymy.

PS: ulotka Zbigniewa Dowgiałło z ostatnich wyborów samorządowych (w których oczywiście nie wygrał, startował z naszego okręgu), czułem żeby nie wyrzucać:

cytat z ulotki: "...Zaprzestać finansowania lewackich i antypolskich organizacji oraz teatrów i galerii
 promujących satanizm. Fundusze przeznaczone na rozwój polskiej kultury..."
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz