piątek, 24 maja 2013

zaległości

Czas nadrobić zaległości. Przeprowadzka i organizacja życia na nowo zabiera dużo czasu, problem ograniczonej aktywności jako blogera jednak nie dawał mi spokoju. Czas napisać o tym, co zdarzyło się ostatnio w galerii.

W lutym remont się zakończył. W remoncie, oprócz wynajętej ekipy, uczestniczyła cala masa ludzi dobrej woli. Wszystkim im dziękuję. Wyrażam też nadzieję, że to ostatni remont w moim życiu.
Wniosek ogólny jest taki, że zawsze lepiej zrobić sztablaturę (nie ma cudów!) oraz że nie ma co zdzierać starej farby olejnej bo wystarczy użyć Betokontakt Knaufa.

Galerię Dawid Radziszewski zainaugurowała wystawa Marcina Zarzeki i Birgit Megerle. Marcin współpracował już z Galerią Pies (zrealizował tam świetną wystawę "White Russian"), brał również udział w wystawie Tarnów. 1000 lat nowoczesności. Birgit Megerle mieszka w Berlinie, pracuje z galerią Neu. Jej prace, z grubsza biorąc, są  feministyczną interpretacją sztuki XIX i XX wieku. Na wystawie "Pełnia" Birgit pokazała jednak obrazy, które mniej mają wspólnego z feministyczną refleksją, są raczej formalnym eksperymentem, artystka miesza techniki, używa szablonu, spreju. Prace przypominają fotogramy.
Marcin przygotował zestaw prac, które stanowią rozwinięcie jego dotychczasowej metody - geometryczne i eleganckie obiekty wykonane z pianki architektonicznej, taśmy dwustronnej i szkła. Artysta w ostatnich pracach ogranicza środki, koncentrując się na relacji linii, warstw i płaszczyzn.

Oto tekst do wystawy autorstwa Anette Fraudenberger, który wiele wyjaśnia:  

„Kto ma dwie kobiety, ten traci duszę. Kto ma dwa domy, ten traci rozum” – tymi słowami Eric Rohmer rozpoczyna swój film „Les nuits de la pleine lune”. Znaczenie słowa „pełnia” jest dwoiste, z jednej strony to czysta, geometryczna forma istniejącą w naturze, z drugiej natomiast obfitość i okres rozkwitu.

Na pierwszy rzut oka prace Marcina Zarzeki i Birgit Megerle to dwie nieprzystające do siebie poetyki. Naprzeciw geometrycznie zorganizowanych przestrzeni stworzonych przez Marcina stanęły zapełnione, uwzględniające w swej strukturze przypadek, kompozycje Birgit Megerle.

Megerle i Zarzekę łączy zamiłowanie do francuskiego kina, a w szczególności do dzieł Erica Rohmera. Jego nieskończenie subtelne opowiadania o miłości są surowe i trzeźwe. „Noce pełni księżyca” opowiadają o parze kochanków, którzy nie mogą się spotkać (zarówno w wymiarze mentalnym, jak i fizycznym), ponieważ ona i on krążą wokół siebie po różnych orbitach. Louise i Remi poruszają się w róźnych przestrzeniach: w modernistycznie urządzonym wspólnym mieszkaniu na przedmieściach z wnętrzem wypełnionym barwami podstawowymi, na ścianach którego wiszą plakaty z reprodukcjami prac Mondriana, w pokojach, barach i innych charakterystycznych dla Paryża miejscach. Prace Megerle łączą w sobie malarstwo i obiekty codziennego użytku, kompozycje Zarzeki zespala taśma klejąca.

W świetle księżyca kolory nie istnieją. „Playgrounds” Marcina Zarzeki ukazują związki między formami jako chłodno wykalkulowaną grę. Jego eleganckie i klarowne obiekty stworzone z prostych, lecz starannie wyselekcjonowanych materiałów, takich jak: taśma samoprzylepna, płyty piankowe i szkło, są nośnikami informacji, konstrukcją i ramą w jednym. Wychodzące od obrazów Pieta Mondriana, czarno-białe kompozycje Zarzeki mają jeszcze bardziej zredukowaną, uproszczoną formę. Bazują na prostej logice odnoszących się do sobie podziałów płaszczyzn. Pojedyncze pola mogłyby przedstawiać rzut poziomy, zarys, plan miasta czy po prostu boisko, na którym figury poruszają się według określonych reguł. Krawędzie przecięcia szklanych powierzchni wzmacniają podział piankowych kartonów. Zarzeka buduje display, rodzaj witryny czy sceny dla teatru cieni, która zmienia się zależnie od pory dnia czy usytuowania obiektu w galerii.

Dominacja przypadku w odniesieniu do nowych, również utrzymanych w czarno-białej kolorystyce, prac Birgit Megerle jest jeszcze wyraźniej obecna. Malarka słynie z detalicznie opracowanych obrazów przedstawiających osobliwie wystylizowanych postaci w estradowej scenerii. Przedstawieni w jej pracach ludzie zdają się funkcjonować poza czasem, jedynie nadane im modne oblicze umiejscawia ich w teraźniejszości. W Warszawie Megerle prezentuje jednak bardziej eksperymentalne obiekty malarskie, które równolegle zaliczają się do jej prac figuratywnych. Swoją formą przypominają nieco feministyczne asamblaże i fotogramy przedmiotów codziennego użytku Beli Kolarovej, które powstawały od lat 60-tych XX wieku. Jednakże w przypadku Megerle narzędziem jest malarstwo. Wykraczające luźno poza krawędź płaszczyzny pola obrazowego obiekty i szablony artystka maluje techniką alla prima. Wszechobecne wieszaki, łańcuchy, sieci, sznurówki, żelazka i inne przedmioty mają w przypadku tej serii prac więcej pierwiastka technoidalnego aniżeli kobiecego. Korkociągi mogłyby być także helikopterami bojowymi w krajobrazie science-fiction.



A tak wyglądała wystawa (zdjęcia Yosuke Demukai):










czwartek, 16 maja 2013

wycieczka

Wyprowadzka z Poznania, zgodnie z moimi oczekiwaniami, przyniosła wewnętrzny spokój i wyraźniejszą wiarę w sens pracy, którą wykonuje. Warszawa jest miłym miastem, zwłaszcza teraz, na wiosnę. Niemniej czasem trzeba z niej wyjechać i zobaczyć co dzieje się w innych częściach Polski.



W Łodzi zmiany. Miasto wyraźnie modernizuje się, pojawiły się tu ostatnio nowoczesne sklepy odzieżowe. 



Nowoczesność jednak styka się tu z tradycją. Wspaniały sklep i warsztat wyrabiający szczotki i pędzle.
Niepokoi tylko dziwna narośl na budynku na ulicy Piotrkowskiej. Być może jest to odpowiednik czegoś bardzo ważnego z innych miast. Sprawa jest niejasna. Oględziny z poziomy chodnika wykazały, że nie da się wejść do wnętrza narośli.

Celem wycieczki do Łodzi były dwie wystawy w tamtejszym Muzeum Sztuki. Retrospektywa Cezarego Bodzianowskiego i duża wystawa "Korespondencje".
Wystawa przyniosła wiele ciekawych odkryć, oto jedno z nich: Prace Władysława Strzemińskiego są bardzo podobne do prac Adama Jastrzębskiego. 

Po powrocie z Łodzi wybraliśmy się do Wrocławia. Trwa tam właśnie biennale WRO. Spaliśmy w hotelu, w którym  urządzenia znajdujące się w naszym pokoju sterowane były za pomocą wbudowanego w ścianę tabletu. Śniadania były bardzo smaczne a obsługa bardzo miła. 



Oto jedna z prac pokazywanych na WRO (wystawa "Pierścienie Saturna" w Pałacu Ballestremów). To  co widać na filmie nie jest ekranem projekcyjnym. To hologram, obraz porusza się wraz z naszym przemieszczaniem się. Grand Prix dostał Eric Siu (poważnie) (kliknij proszę tu).

Byliśmy też w Muzeum Współczesnym. Trwał właśnie montaż wystawy niezwykle interesującej grupy Luxus.
A na tarasie znajomi z Warszawy, w trakcie czegoś innego.



Głównym punktem wycieczki był jednak Tarnów. Ewa Łączyńska - Widz, pani dyrektor tamtejszego BWA, nieludzkim wysiłkiem doprowadziła do remontu nowej siedziby w Parku Strzeleckim. Pałacyk Strzelecki stał się godnym miejscem dla tej świetnej galerii. Bardzo mnie to cieszy, zwłaszcza, że program galerii dynamicznie się rozwija, w krótkim czasie, przede wszystkim dzięki Ewie galeria stała się jedną z najciekawszych publicznych instytucji w kraju. Na otwarciu tłum (czego może nie widać na zdjęciu, ale tak właśnie było).
Wystawa, która inauguruje nową siedzibę ma tytuł "Jak się staje, kim się jest". Kuratorkami tego pokazu są Agnieszka Pindera (czy wiecie, że Agnieszka jest tarnowianką z urodzenia?) i Marika Zamojska. Osiową postacią wystawy jest Tadeusza Kantor, który przed wojną,  przez osiem lat mieszkał w Tarnowie. Wystawa ciekawa, na otwarciu zagrał zespół Boring Drug.

A po otwarciu, w ośrodku wczasowy "Kantoria" spotkał się kwiat artystycznej młodzieży z Krakowa i nie tylko. Jak widać, kto z kim przystaje takim się staje.
Wracając z Tarnowa zahaczyliśmy o Kielce, znajduje się tam bardzo interesujący w swej późnomodernistycznej architekturze dworzec PKS. Istnieją plany przebudowy, więc była to być może ostatnia szansa, aby zobaczyć go w oryginalnej formie.
Na koniec jeszcze przyjemne spotkanie (już w Warszawie) z polskimi kuratorkami młodego pokolenia: Julią Wielgus i Martą Czyż. W trakcie trwania wycieczki, w galerii Raster, odbyła się premiera książki D.O.M Polski, której dziewczyny były redaktorkami (a wcześniej kuratorkami dużej wystawy Łukasza Gorczycy i Michała Kaczyńskiego w BWA Zielona Góra w marcu zeszłego roku).  Książka jest bardzo ciekawa, polecam i pozdrawiam.